|
Historia
Kota Zewnętrznego |
Zbieramy kocie zdjęcia i
kocie życiorysy. Mamy kilka zdjęć właściwie bez życiorysów - dlaczego by więc nie
przedstawić samej kociej historii, bez zdjęć? Skoro historia jest ciekawa, jak to z
kotami zazwyczaj bywa...
Opowiedział to Pan Jarek S.
(jestem pewien, że nic nie będzie miał przeciwko przytoczeniu jego opowieści):
"
Przed laty kupiłem dom.
Dom stary, taki co to wiele widział, wiele doświadczył. Przed nami przez dłuższy czas
nikt w nim nie mieszkał. Gdy w nim zamieszkaliśmy, gdy poczuliśmy się u siebie, w domu
pojawił się gość. Kot przyszedł do ogrodu, przywitał się z nami i z Substancją*.
Wszedł do domu, oglądał wszystkie kąty. Dłużej zatrzymywał się tylko w miejscach,
gdzie wyrosła nowa ściana, albo też w starej powstał nowy otwór. Zachowywał się
tak, jakby był tu od zawsze. Przyjął poczęstunek, grzecznie podziękował, potem
położył się gdzieś pod drzewem i zasnął. My też po kilku godzinach przestaliśmy
zwracać na niego uwagę. Wieczorem kot zniknął. Nie było go w domu ani tym bardziej na
zewnątrz. Następnego dnia przyszedł znowu. Potem pojawiał się już codziennie. Właściwie
nie tyle pojawiał się, co był. Był z nami. Nie wchodził jednak na noc do domu,
zostawał na zewnątrz. Polubiliśmy go. A był to kot stary i doświadczony. Zęby już
miał przerzedzone i takież czarne futro, zdradzające jednak wspomnienia dawnej
świetności eleganta z białymi wąsikami i krawatem.
Sąsiedzi powiedziel nam, że był tu już z poprzednimi mieszkańcami, lecz kilka lat wcześniej
wyprowadził się z nimi parę kilometrów dalej. Teraz widać stwierdził, że jego dom
znowu nadaje się do zamieszkania, że jest na świecie sprawiedliwość, że na starość
może w miłym dla siebie miejscu liczyć na życzliwość i miskę mleka.
Tak było przez dwa lub trzy lata.
Pewnego dnia zniknął. Zupełnie bez śladu. Może to i nic nadzwyczajnego, zważywszy na
podeszły wiek zwierzaka i jego niecodzienne obyczaje. Miesiąc czy dwa później
zobaczyłem go znowu w ogrodzie. Był odmieniony. Jego futro zrudziało ze starości do
reszty, lecz w oczach pozostał ten sam blask. Nie widać w nim było nawet cienia smutku
czy przygnębienia. Otarł się o moje nogi, wydobył z siebie sobie tylko właściwe
urywane miałknięcie, dał się pogłaskać. Zaraz po tym oddalił się w sobie tylko
znanym kierunku. Od tego czasu nikt nigdy go nie widział.
Jarek
PS: Koty nigdy nie powinny pozostawać bezimienne. My nazywaliśmy go Zewnętrzny."
Jak Wam się podoba? Nam bardzo...
* Substancja to szara kotka, matka
czarnego Bonifaceta
powrót na Kocią Stronę
Doradcy | powrót do Galerii | Lista imion