Zaprzyjaźnił się ze swoimi ludźmi latem 1995 roku. Kiedy zachorował jesienią - oko mu pewnie uszkodził w bójce jakiś rywal - pojechał do lekarza do Warszawy. Potem wrócił na wieś, ale miał stałą opiekę.

Skończyło się to dla Racucha źle. Miał złamaną łapę, z dużym przemieszczeniem kości. Zaprzyjaźnieni ludzie wzięli go znów do lekarza; operacja (zgwoździowanie łapy, a potem nałożenie gipsu) się udała - ale Racuch tak tęsknił do wsi, że kiedy tylko łapa się zrosła, został tam zawieziony.

Niestety, po dwóch tygodniach został - prawdopodobnie - otruty i mimo wysiłków ludzi, po trzech dniach odszedł do Krainy Wiecznych Kocich Łowów. Leży na wsi pod pięknym srebrzystym świerkiem.