Mruczysław Mrucznikowski |
Kot został nam przedstawiony tak: 'Oto
jest najlepszy kot, jaki kiedykolwiek chodził po warszawskim Wyględowie - Mruczysław
Mrucznikowski'. Jego historia nie jest nietypowa; koty często wybierają sobie ludzi. Było to tak: szedł sobie człowiek nocą na przystanek, patrzy - a tu na masce taksówki leży Mruczysław, wtedy jeszcze nie Mruczysław, ale już coś podobno zaiskrzyło. Człowiek pogłaskał pięknego czarnego kota i od tej pory zaczęło się. Mruczysław długo się nie zastanawiał i pobiegł za człowiekiem; dorwał go na pobliskim przystanku i co tu długo opowiadać - zabrał się z nim. |
Ponieważ człowiek I był już dumnym
posiadaczem jednego czarnego kota (Filona), postanowił przekazać Mruczysława człowiekowi
II. Ten się ucieszył... nie miał jeszcze czarnego kota... Niestety, już trzeciego dnia posiadania kota (kto kogo posiada? a, to zupełnie inna sprawa) człowiek II wydał dwieście na weterynarza, ponieważ Mruczysław tak zachorował, że ledwo przeżył. Na zdjęciu obok - chory kot... |
Jak napisał jego człowiek: 'Nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszlo: jak tu nie pokochać kota, któremu się uratowalo życie, a w
jego oczach widać wdzięczność i sens życia!' Od tego czasu minął rok. Mruczysław nauczył się wskakiwać do domu przez otwarty lufcik (2 m w górę), dzierżąc w pysku mysz lub srokę. Lubi pić prosto z kranu (obok dokumentacja fotograficzna tego faktu), drapnąć też lubi - spójrzcie na rękę na zdjęciu w górze strony. |
Pewnym zaskoczeniem było dla jego człowieka odkrycie, że Mruczysław nie miauczy! Ale oprócz tego jest normalnym kotem, czego ilustrację mamy obok (mamy też nadzieję, że czytające nas dzieci nie będą zbyt spostrzegawcze...). Co mu się śni? Może jakieś niezłe skóry? |
powrót na Kocią Stronę Doradcy | powrót do Galerii | Lista imion