Koty z Kosowa: 'opowiadane fotografie'

 

Postanowiłem umieścić w kocich opowieściach materiał do poczytania z Kosowa – wszak nie jest to miejsce masowo odwiedzane przez turystów. Myślę, że jeśli ktoś chce, to może wyczytać z tekstu znacznie więcej, niż tylko opis kociego życia na Bałkanach. Skąd się te 'opowiadane fotografie'? Kiedyś na grupie dyskusyjnej pl.rec.zwierzaki.koty napisałem coś o kosowskich kotach – w kontekście islamu i jego stosunku do zwierząt, kotów oraz psów. Ktoś zapytał o fotografie stamtąd; ja zacząłem się tłumaczyć, że mogę raczej napisać o kotach, niż fotografować (choć kilka zdjęć z tamtejszymi kotami też mam). Tak pojawiły się opowiadane fotografie, które teraz możecie przeczytać...

List 1 – Koty na Bałkanach

...a ściślej na małym wycinku Bałkanów (Kosowo i trochę Macedonii).

Jakiś czas temu, prawie ze dwa miesiące, obiecałem napisać kilka słów o kotach z tego regionu, a może nawet pokazać kilka zdjęć. Ze zdjęciami za bardzo nie wyszło, ale po kolei...

Wydawało mi się, że Kosowo może być Regionem Szczęśliwych Kotów. Wszak Prorok poważał koty – w przeciwieństwie do psów – i kiedyś nawet poświęcił rąbek szaty, by tylko futrzanego nie budzić. Do tej pory znałem Chorwację, Słowenię czy kawałek Serbii. Tam może koty nie są na szczycie drabiny społecznej, ale sporo ich widziałem - i zawsze można było z nimi pogadać o trudnym albo nieco lepszym losie.

Kosowo, niestety, nie jest Regionem Szczęśliwych Kotów. Generalnie stosunek do zwierząt i przyrody jako takiej jest kiepski. Krajobraz jest zniszczony i zaśmiecony, nawet w parkach narodowych. Zwierzęta? Psy, często chore, z reguły w sforach, śpiące i szukające jedzeniach w śmietnikach (może niekoniecznie w śmietnikach, bo śmieci leżą wszędzie). Koty? Bardzo nieufne, uciekające przed człowiekiem z daleka. Przez sześć tygodni spotkałem jednego naprawdę ufnego kota – domową trikolorkę, wygrzewającą się na progu domu albo ocierającą się o swojego domownika – chłopca. Kotów zresztą jest niewiele. Najwięcej ich spotkałem w dzielnicy Prisztiny, w której mieszczą się namiastki ambasad (misje łącznikowe) i gdzie mieszkają w znacznej części obcokrajowcy. Tam było trochę kotów uliczno-ogrodowych, wyraźnie dokarmianych, a nie tylko buszujących po śmietnikach. Ale też ich stan pozostawiał wiele do życzenia...

Nie, życie kota w Kosowie to nie bajka. A ja nie mogłem namówić żadnego futrzanego, by mi pozował do fotografii. Pogadać – może z dwoma-trzema mi się udało (a zaczepiam prawie wszystkie spotkane koty).

Nieco lepiej w Macedonii, gdzie w ogóle jest czyściej i ludzie bardziej dbają o przyrodę. Ciekawe – tu już muzułmanie nie dominują. Krótko mówiąc, moja pierwotna teza, że tradycje islamskie powinny sprzyjać kotom, się nie sprawdziła. A może to po prostu jeszcze syndrom powojenny? W czasach, kiedy nie ma szacunku dla ludzkiego życia, trudno spodziewać się szacunku dla Braci Mniejszych... może jeszcze kilka lat musi minąć. Albo kilkadziesiąt.

List 2 – o Koranie i zwierzętach

Oczywiście opowieść o kocie i płaszczu Proroka jest tylko legendą. Ale istnieją hadisy, które każą dobrze się odnosić do kotów (a do psów - wręcz przeciwnie). Zajrzałem do źródeł.

Hadis - Bukhari 3:553

Rzekł Wysłannik Allacha, "Kobieta została poddana torturom i umieszczona w piekle z powodu kota, którego zamknęła, aż umarł z głodu". I rzekł dalej Wysłannik Allacha, "Powiedział do niej Allach 'Nie dałaś mu jedzenia ani wody, kiedy go zamknęłaś, ani nie uwolniłaś go, by mógł spożywać owady ziemi'" [tłum. z ang. własne].

Inne hadisy mówią o tym, że Prorok rzekł o kotach, że nie są nieczyste. A Aisza widziała Proroka dokonującego ablucji wodą pozostawioną przez kota; sama jadła potrawę wcześniej skosztowaną przez kota. Mahomet zabronił też płacenia za koty (kupowania ich).

Zupełnie inaczej traktowane są psy. Nie powinny być trzymane w domu, gdyż są stworzeniami nieczystymi.

Hadis - Bukhari 3:515

Słyszałem Apostoła Allacha mówiącego; "Anioły (Przebaczenia) nie wchodzą do domu, w którym jest pies lub obraz żyjącego stworzenia".

W innym hadisie Prorok wręcz zaleca zabijanie czarnych psów (Hadis – Mishkat). Jest to traktowane przez wiernych z pełną powagą.

Jak widać, można było zakładać, że w regionie w zdecydowanej większości muzułmańskim koty będą w miarę dobrze traktowane (choć Turcja i Kazachstan nie do końca kazały w to wierzyć...).

List 3 - Dwa obrazki z Kosowa i Macedonii

Wracając z przymusowo wcześniejszego obiadu (skończyłem pracę po trzeciej – zabrakło prądu, generator się popsuł, nie było powodu siedzieć dłużej) podglądałem prawdziwe wieczorne życie Prisztiny. Mój nowy hotel jest tuż przy miejscowym rynku i z restauracji szedłem przez praktycznie puste targowisko. Kto wychodzi o zmierzchu na powierzchnię? Koty. Wcześniej – ani mru-mru. Wiem, bo chodziłem wielokrotnie. Teraz spotkałem ich na pewno kilkanaście, kilka całkiem odpasionych, ogólnie w niezłej kondycji. Bure, łaciate czarno-białe i trikolory, rude, do tego jednostki: czarno-brązowy, biały, czarny... Szukały co lepszych resztek zostawionych na targu; niektóre się kłóciły o te resztki, inne myszkowały (czy to dobre określenie dla kota?) na własna łapę. Ale podobnie jak prawie wszystkie dotąd spotkane kosowskie koty, były bardzo nieufne – na moje przyjazne zaczepki i mruczenie co najwyżej się zatrzymywały, ale na wszelki wypadek raczej kryły się pod straganami, przykrytymi do następnego dnia plandekami. No cóż, doświadczenie: ostrożne jednostki mają większe szanse na przeżycie.

Trochę inaczej zachowywały się koty spotkane w Macedonii, w Skopje.

Siedzieliśmy długo, bo trzy godziny – w trójnarodowym polsko-niemiecko-litewskim układzie – na czymś w rodzaju ryneczku w starej części Skopje. Asystowały nam koty, miałem więc dodatkową atrakcję. Stała ekipa żebracza składała się z czterech osobników – futra OK, mordki zdrowe, brzuszki chyba też nie puste. Oto one: pół-długowłosa trikolorka (najładniejsza z towarzystwa, trochę nieśmiała i z nienajlepszym refleksem), rudy kociak 7-8 miesięcy (asertywny, 'bez krępacji' walczący o swoje z większymi, potrafiący machnąć łapą, by dostać, co jego zdaniem się mu należało), czarny i dość szczupły kocurek najpiękniejszego zdaniem Teodora, bo czarnego koloru (raczej nieśmiały, krążący dookoła; futerko lśniące), oraz wreszcie najbardziej rozrabiający, biały w szare plamy (mniejszy od trikolorki i czarnego, ale wyraźnie dominujący). Trikolorka była bardzo zadowolona z głaskania i podrapywania za uszkami. Ja też.

Idę rozglądać się dalej. Niestety, pracuję w Prisztinie, a nie w Skopje.

List 4 - Następne dwa ‘opowiadane zdjęcia’

Moja droga do biura – przez hałaśliwe ulice Prisztiny, zabudowane w sposób, który naszym architektom może się przyśnić, ale tylko po pijanemu. Totalny chaos. Niedaleko od ulicy swoją enklawę ma piękny, duży, rudy kocur: śpi sobie spokojnie pod płotem, na pozostawionym tam (śmieci są wszędzie) kawałku dywanu. To jego miejsce; wczoraj też tam siedział. Ale jest czujny. Próbuję wyciągnąć z torby aparat fotograficzny – od razu się zrywa z miejsca i ucieka w kąt. Nie będzie zdjęcia. Szkoda zresztą jego snu – łapał ostatki jesiennego słońca, a ja go przestraszyłem.

Moje okno z biura wychodzi na mur oporowy, na nim stoi płot, wyżej jest ogród. Kilka dni temu zobaczyłem – a patrzę tam 'pod górę' – jakieś ruszające się czarno-białe futerko. Wszyscy kociarze są pewnie podobnie wyczuleni; z daleka widzą zwierzaka, kiedy inni nawet kota się nie domyślają. Otworzyłem okno i zacząłem miauczeć. Kot podszedł ('podejdź do płota, jako i ja podchodzę...') i odpowiedział. Miauczał po dziecięcemu. Nic dziwnego – ma ze trzy-cztery miesiące. Następnego dnia niespodzianka: obok kociaka pojawiła się pewnie jego mama, też czarno-biała i całkiem rozmowna. Dzień później – drugi czarno-biały kociak, tyle że spokojny i cichy. Pierwszy zdążył w międzyczasie dać się poznać jako rozrabiaka – skacze, biega czasem po naszej stronie płotu i wyraźnie mnie woła. Ale wystarczy, że zbliży się ochroniarz – kociak natychmiast ucieka... Tak sobie teraz myślę, że nie powinienem uczyć tutejszych kotów zaufania do ludzi. To im może w życiu tylko zaszkodzić. Keep distance, guys. Ja wrócę do kraju, a je ktoś skrzywdzi... Szkoda, ale lepiej zostawić wszystko, jak jest. Nie będę kumplował się z kotami zza płotu.

List 5 – Może kotom nie jest tak źle?

Nawet zaczyna mi się podobać konwencja ‘opowiadanych zdjęć’ (oby nie tylko mnie...).

Czwartek, siedzimy w biurze (towarzystwo rzecz jasna międzynarodowe, niemiecko-kosowsko-polskie, ale tego na zdjęciu za dobrze nie widać). Za oknem – z zewnątrz – pojawia się czarno-biała kotka, najwidoczniej mama dwóch podobnie ubarwionych kociaków, które czasami nas zaczepiają. Okno jest mocno uchylone, za oknem są kraty. Kotka jest ciekawska, ale ciekawość walczy w niej z wyraźną obawą. Wkłada pyszczek między kraty. Cofa się. Znowu łepek między kratami. Ośmiela się po kilku minutach (w pomieszczeniu jest cicho). Przechodzi cała na naszą stronę kraty i siada: niby po naszej stronie, ale na zewnątrz okna. Tak siedzi – chyba nie jest jej źle, a my się cieszymy z gościa. Płoszy ją dopiero ruch, gdyż koledzy wstają i wychodzą. Kotka wraca, widzi, że za biurkami stojącymi pod oknem nikt nie siedzi (moje jest oddalone o kilka metrów): czas na inspekcję. Wchodzi przez kraty, chodzi po biurku, nawet zeskakuje na podłogę. Zaspokoiła ciekawość – wraca do siebie.

Kotka wyraźnie nie jest dzika, zresztą przez okno widzimy, że z kociakami jest pod opieką mieszkańców sąsiedniej posesji. Może minie kilka-kilkanaście lat i – tak jak u nas – koty ‘wejdą na salony’? Na razie nie widziałem tu ani jednej przychodni weterynaryjnej i ani jednego sklepu z artykułami dla zwierząt. W supermarkecie są na razie ‘pierwsze jaskółki’: kitikaty i friskesy, pojedyncze i małe kartony.

Sobotnie przedpołudnie: słońce, centrum Prisztiny, duży ruch. Przez jednokierunkową ulicę przechodzi bardzo młody kot. Kocie dziecko. Dwa-trzy miesiące, czarne futerko, chyba właśnie kocięcy puch zmienia mu się w prawdziwe futro. Taki trochę niezgrabny. Ulica ruchliwa – udaje mu się ją pokonać. Zastanawiam się, skąd i dokąd kociak maszeruje. Idzie od strony ciasno i chaotycznie zabudowanej, bez zieleni i podwórek. Przechodzi na jedno z nielicznych zadbanych miejsc w Prisztinie – skwerek przed siedzibą firmy ubezpieczeniowej, ale to na pewno też nie jest to kocia enklawa. Tam się chroni pod samochodem. Zgubił się? Musiał się już usamodzielnić? Jeśli tak, to dużo za wcześnie. Ot, koci los.

Niedziela: moje 20 metrów bieżących hotelowego balkonu (typowe, gustowne betonowe balustrady) okazuje się świetnym miejscem do podpatrywania kociego życia. Duże, wręcz odpasione – chyba – kocury. Sprzyja im bałagan i gęsta zabudowa, pełna parapetów, zaułków, wąskich przejść, nieskończonych budowli. Pierwszy wychodzi Czarny – jest przedsiębiorczy, dobiera się do worka ze śmieciami. Trochę wchodzi mu w paradę Czarno-Biały, więc na siebie syczą. Kiedy pojawiają się w okolicy ludzie, Czarno-Biały chowa się pod papierowymi workami po cemencie, które walają się na rozgrzebanej budowie. Na tarasie sąsiedniego domu pojawia się Rudy. Piękny okaz. Zeskakuje zgrabnie po samochodzie na podwórko – chyba koleguje się z Czarnym, bo zgodnie siedzą przy worku ze śmieciami. Na tarasie sąsiedniego domu pojawia się Rudy... zaraz, przecież Rudy jest z drugiej strony? Błąd w Matriksie? Zagadka się wyjaśnia, gdyż dwa identyczne rude koty mijają się pod moim balkonem. Dwa piękne okazy... Jednak życie podwórkowego kota nie jest tu takie złe. Śmieci – dostatek, kryjówek też. Tylko trzeba pilnować się przed ludźmi. I samochodami.

 


 

powrót na Kocią Stronę Doradcy  |  powrót do Galerii  |  Lista imion