„Niech się mury pną do góry, kędy dłonie chętne są” – tak kiedyś śpiewano o Warszawie, a dziś można byłoby zaśpiewać o Gdyni. Przychodzi mi to do głowy, kiedy przejeżdżając codziennie przez Redłowo widzę imponujące tempo, w jakim powstają nowe budynki Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego. Wrażenie robi także skala przedsięwzięcia. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z tego, jak wielki kompleks powstaje w ramach tej współfinansowanej ze środków unijnych inwestycji. Bez wątpliwości, jest to sztandarowa inwestycja naszego miasta. W istocie – kosztorys dotyczący PPNT ponad dwukrotnie przekracza planowane nakłady na lotnisko w Kosakowie, choć ta ostatnia inwestycja wzbudza pewnie więcej kontrowersji. Skoro tak, to warto się zastanowić, jakie będą skutki rozbudowy Parku.
Projekt zakłada wybudowanie nowych budynków o powierzchni 60 tys. m kw. Docelowo – jak możemy przeczytać w materiałach informacyjnych PPNT – metraż Parku będzie o jedną piątą większy od powierzchni paryskiego Luwru. Takie przedsięwzięcie nie może być obojętne dla inwestorów, trójmiejskiego rynku nieruchomości, dla budżetu miasta i jego mieszkańców…
Intencja władz miasta jest dość czytelna: przyciągnięcie do Gdyni inwestorów, zwłaszcza reprezentujących innowacyjne branże, takie jak informatyka, elektronika, czy biotechnologia. Zachętę stanowić mają niższe – według wstępnych deklaracji o połowę w stosunku do cen rynkowych – czynsze, a także dostępność ekspertów, laboratoriów i ogólnie „efekt Doliny Krzemowej” (jest to z pewnością punkt odniesienia realizatorów projektu, o czym świadczą następujące słowa umieszczone na stronach internetowych Parku: „(…) w nowych budynkach PPNT rozpocznie działalność 300 nowych firm, co w przybliżeniu odpowiada połowie liczby obecnych lokatorów kalifornijskiej Doliny Krzemowej”). Podobne działania prowadzą też inne miasta, ale „gdyńska skala” imponuje chociażby w stosunku do Gdańska, który rozbudowuje swój położony na terenach dawnych Zakładów Graficznych park technologiczny o skromne 25 tys. m kw. powierzchni całkowitej.
Zdecydowanie na plus trzeba policzyć Gdyni umiejętność pozyskania na ten projekt 137 mln zł z Unii – są to dwie trzecie całkowitych kosztów inwestycji – oraz zagospodarowanie zdegradowanych terenów blisko centrum Gdyni. Wygląda na to, że wspólnie z nowym kompleksem mieszkaniowym, budowanym po drugiej stronie Al. Zwycięstwa, inwestycja zdefiniuje nowoczesne oblicze Redłowa. Ale – pozwolę sobie tu zacytować klasykę – „rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów”.
Nie jestem pewien, czy podejmując decyzję o rozbudowie GPNT wzięto pod uwagę, co z niej wynika dla trójmiejskich przedsiębiorców. Rynek nieruchomości komercyjnych musi odczuć pojawienie się dużych i tanich powierzchni biurowych; miasto staje się trudnym konkurentem dla deweloperów, finansujących swoje inwestycje bez udziału dotacji unijnych. Jednego z nich, realizującego budowę dużego centrum biurowego w Gdańsku, zapytałem o skutki rozbudowy PPNT. Dyplomatyczna odpowiedź brzmiała: „cieszymy się, że ta inwestycja prowadzona jest w Gdyni”. Zastanawiam się też, co z inwestycji wynika dla gdyńskich przedsiębiorców, którzy nie będą korzystać z preferencyjnych stawek czynszu. Wskutek „efektu Doliny Krzemowej” mogą oni pozyskać nowych klientów, ale co najmniej równie prawdopodobne jest pojawienie się konkurentów o niższych od rynkowych kosztach funkcjonowania. Czy nie zakłóca to wolnej konkurencji? Odnoszę wrażenie, że moje obawy nie są bezpodstawne – piszę to jako gdyński przedsiębiorca, którego firma kilka miesięcy temu otrzymała pismo o sześciokrotnej podwyżce opłat za użytkowanie wieczyste…
Ostatnia wątpliwość, którą chciałem się podzielić, dotyczy długofalowych skutków inwestycji. Dotacja z UE dotyczy – o ile wiem – jedynie nakładów na budowę. W przeciwieństwie do czynszu, koszty eksploatacji obiektu będą ponoszone w pełnej wysokości i przenoszone w 100% na najemców. W przeciwnym wypadku miasto musiałoby dopłacać do utrzymania PPNT. Czyli albo w tej części koszty będą rynkowe, co wyrówna warunki konkurencji, albo skutek będzie opłakany dla budżetu, z którego by finansowano koszty utrzymania 60 tys. m kw. powierzchni (i tego się nieco obawiam). Przy okazji – Parkiem zarządza jednostka budżetowa Miasta Gdyni. To ułatwia przepływy finansowe i ewentualne dotacje do kosztów utrzymania, ale z drugiej strony jednostki budżetowe nie są szczególnie znane z osiągnięć w efektywnym prowadzeniu działalności gospodarczej. Oby ta była wyjątkiem…
Z pewnością mam za mało danych, by bardziej szczegółowo ocenić projekt rozbudowy PPNT. Zakładam, że przed zaangażowaniem się władze miasta szczegółowo oceniły tak „plusy dodatnie”, jak i „plusy ujemne” wynikające z przedsięwzięcia. Ale wspomniana skala nakładów powoduje, że odczuwam lekki niedosyt dyskusji na temat skutków inwestycji dla miasta, jego mieszkańców i firm, które tu prowadzą działalność.
Jarosław Zysnarski
(opublikowane w Mojej Gdyni, dodatku lokalnym do Gazety Wyborczej)